Jest! Nareszcie! Po latach oczekiwania marka Tarte wreszcie zawitała do Polski i od niedawna dostępna jest na wyłączność w polskiej Sephorze.
To bardzo dobra wiadomość. Szczególnie dla tych, którzy tak jak ja, byli bardzo ciekawi tych fenomenalnych, jak mówi się w świecie, kosmetyków. Któż nie zna korektora Shape Tape? Dotąd nie był on dostępny, jeśli nie chciało się zamawiać go z amerykańskiej strony. Teraz już jest. I nie tylko on.
Amerykańska marka Tarte ma swojej ofercie dużo więcej kosmetyków. Jednym z równie popularnych produktów jak rzeczony korektor, są palety i cienie do oczu. Od dłuższego czasu przyglądałam się tym produktom i byłam ich bardzo ciekawa. jednak nie chcąc narażać się na dodatkowe opłaty celne zrezygnowałam z zakupu na tarte.com
Teraz jednak, wśród produktów dostępnych w szafie Tarte mamy do wyboru 3 duże palety. Jedną do makijażu twarzy i oczu oraz dwie z serii Tartelette. O jednej z nich opowiem Wam dzisiaj. Podczas zakupów skusiłam się również na małą paletę do konturowania. Jej recenzja również znajdzie się w tym tekście. To co? Zaczynajmy!
TARTELETTE IN BLOOM
Paleta cieni TARTELETTE IN BLOOM jest jedną z trzech palet wchodzących w skład serii Tartalette. To druga w kolejności paleta pod względem nowości. Pierwsza nazywa się po prostu Tartelette, ostatnia natomiast do nazwy serii ma dodany opis Toasted.
Pierwowzór, czyli paleta Tartalette nie jest dostępna w Sephorze, Tartalette Toasted już tak. Mając więc do wyboru dwie wersje kolorystyczne zdecydowałam się na tą bardziej neutralną. Toasted bowiem ma zdecydowanie cieplejsze kolory a takich palet już mam kilka w swoich zbiorach.
Nie znaczy to oczywiście, że nie mam neutralnych podobnych do TARTELETTE IN BLOOM, ale któż powiedział, że nie mogę mieć kolejnej?
Paleta nie jest żadną nowością na świecie. Jest na rynku dostępna od dobrych kilku lat, jednak w Polsce to absolutna nowość.
OPAKOWANIE I ZAWARTOŚĆ
CIENIE
TARTALETTE IN BLOOM skrywa w sobie 12 cieni w typowo neutralnej kolorystyce. W środku znajdziemy tylko 3 cienie o wykończeniu satynowym. Reszta, czyli 9 cieni to kolory matowe. Paleta zawiera w sobie słynną glinkę amazońską, która sprawia, że po otwarciu roznosi się przyjemny, słodki zapach. Zupełnie jak w przypadku słynnych czekoladek z Too Faced.
Jakość matów określiłabym jako dobrą, choć warto zauważyć, że jest to raczej starsza formuła cieni. Maty są suche i kredowe.
Przy aplikacji dość mocno się pylą. Jest to cecha suchych cieni właśnie. Cienie błyszczące mają raczej satynowy, stonowany blask. Elegancki.
Kolorystyka dobrana została świetnie. Jakiegokolwiek cienia byśmy nie użyły będzie się on pięknie komponował na oku z pozostałymi. W palecie znajdziemy też oczywiście jasny beż CHARMER, który jest praktycznie biały oraz ciut ciemniejszy FLOWER CHILD, który używam do zmatowienia górnej powieki.
Cienie przyjemnie przez siebie przechodzą i co ważne, nie wyglądają na oku na jeden kolor.
Praca z nimi jest szybka. To produkty dobrze napigmentowane, którymi jednak raczej nie zrobimy sobie krzywdy w makijażu.
Aplikując je na powiekę nie zauważyłam dużego osypu ale to oczywiście związane jest również ze sposobem aplikacji.
Mam zastrzeżenie tylko do jednego z cieni, jednego z ciemniejszych w palecie o nazwie ACTIVIST. Nakładany w zewnętrznym kąciku w celu przyciemnienia makijażu cień ten robi mi niestety plamy. Niezależnie czy pakuję go na powiekę małym, precyzyjnym pędzlem czy większym i bardziej puchatym. Kolejne warstwy nie przykrywają prześwitów i wygląda to nieestetycznie.
Z pozostałymi cieniami nie mam takiego problemu. Wszystkie nakładają się dobrze i nie tworzą żadnych prześwitów.
Myślę więc, że problem odcienia ACTIVIST wynika z tego, że po prostu przyzwyczaiłam się do innej, bardziej nowoczesnej formuły cieni, jak na przykład tych w paletach od NATASHY DENONY, gdzie nie trzeba uważać na sposób aplikacji cienia. Ten zawsze trzyma się powieki a dokładany zwiększa tylko swoją intensywność bez robienia plam i dziur w makijażu.
ZOBACZ: Sunset Palette oraz Gold Palette - test, recenzja i swatche drogich palet od Natashy Denony
Paletą można zrobić zarówno szybki makijaż do pracy jak również przepiękne smoky eye na wieczór. Cienie nakładane zarówno na bazę pod cieni i korektor trzymają się przez cały dzień bez zarzutu.
Błyski można nakładać palcem aby wydobyć z nich większy blask. Po nałożeniu ich na Nyx Glitter Primer nabierają jeszcze ładniejszego i mocniejszego blasku. Mój ulubiony cień błyszczący z tej palecie to FIRECRACKER.
Uważam, że to paleta warta uwagi szczególnie dla osób, których umiejętności makijażowe nie są na poziomie MUA, ponieważ naprawdę trudno zrobić sobie nimi krzywdę. Osobom, które lubią czekoladki od Too Faced również może się spodobać, ponieważ jakość cieni jest w tych produktach bardzo zbliżona do TARTELETTE IN BLOOM.
Za paletę w regularnej cenie trzeba zapłacić 179 PLN. Do kupienia TUTAJ.
Podoba mi się ta paleta i mam na nią ochotę, ale muszę zobaczyć na żywo.
OdpowiedzUsuńTo swego rodzaju klasyka i cieszę się że ja kupiłam. Jeśli zwróciłaś uwagę na te paletę ale masz wątpliwości to koniecznie zobacz ja w perfumerii na żywo, pewnie zakochasz się w niej jak ja 😄
UsuńPrześlij komentarz