Któż z nas nie lubi makijażu w kolorach nude? Taki makijaż pasuje dosłownie każdemu. Niezależnie od tego czy mamy oczy zielone, niebieskie czy brązowe makijaż w kolorach ziemi pięknie będzie podkreślał atuty naszej urody.
Powiem Wam więcej. Czy wybierzemy odcienie chłodne, ciepłe czy neutralne zależy tylko od nas. Brązy to brązy i zawsze wyglądają dobrze. Można nimi wyczarować piękny dzienny, delikatny makijaż a także mocniejsze smoky na wieczór.
Dziś pokażę Wam moje niezawodne kosmetyki w kolorach nude, którymi stworzymy piękny makijaż bez większego wysiłku. Jeśli więc jesteście zainteresowani tym, co polecam jako pewniaki nude i czym wykonałam makijaż poniżej, zapraszam do dalszej części artykułu.
BAZA MAKIJAŻOWA
Ładny makijaż nude nie obejdzie się bez wyrównania kolorytu twarzy i zakrycia cieni pod oczami. Twarz powinna przecież wyglądać na świeżą i wypoczętą a nie szarą i zmęczoną. Do tego celu można użyć dostępnych na rynku podkładów oraz kremów bb lub cc do lekkiego ujednolicenia kolorytu skóry.
PODKŁAD
Ja w chwili obecnej mam dwa sprawdzone podkłady, które dają różne wykończenie na twarzy i według mnie są absolutnie fenomenalne :)
W zależności od tego jaki mam nastrój w danym dniu, używam ich naprzemiennie.
Podkład Zoeva Authentik Skin Foundation ma nawilżającą formułę a jego wykończenie jest rozświetlające. Bardzo długo utrzymuje się na twarzy. Nie zbiera się w załamaniach, nie wyciera i nie powoduje ściągnięcia skóry twarzy. Ma lekki satynowy blask. Dostępny w ogromnej palecie odcieni, jestem więc pewna że każdy znajdzie swój kolor.
Podkład Nude Liquid Powder z Bell Hypoallergenic to kosmetyk o ciekawej konsystencji, która po nałożenia na twarz z płynnej zmienia się w pudrową. Ten produkt daje matowe wykończenie i mocne krycie. Ujednolicenie twarzy jest długotrwałe. Podkład dzięki swej lekkiej konsystencji nada się dla każdego typu cery.
Oba produkty idealnie ujednolicają koloryt cery. Mamy już więc pierwszą podstawę makijażu. Kolejną czynnością jaką przynajmniej ja muszę wykonać, to zakrycie cieni pod oczami korektorem. I tutaj również mam dla Was dwa świetne produkty, które idealnie sprawdzają się do tego celu.
KOREKTOR
Zdaję sobie sprawę, że jedni lubią (lub potrzebują) mocniejszego krycia w tym obszarze, inni stawiają na delikatne rozświetlenie okolicy pod oczami bo nie chcą lub nie muszą jej mocno zakrywać.
Korektor Loreal Infaillible to propozycja dla tych z Was, które lubią mocne krycie bez efektu przesuszenia okolicy pod oczami.
Wystarczy już niewielka ilość tego produktu, aby wszystkie cienie były zakryte. Ja używam koloru 327 Cashmere i uważam, że to kolor idealny dla kobiet o neutralnym odcieniu cery. Nie lubię zbyt jasnych korektorów pod oczami bo uważam, że wygląda to sztucznie i nienaturalnie. Wybieram więc odcienie podobne do koloru mojego podkładu.
Wystarczy już niewielka ilość tego produktu, aby wszystkie cienie były zakryte. Ja używam koloru 327 Cashmere i uważam, że to kolor idealny dla kobiet o neutralnym odcieniu cery. Nie lubię zbyt jasnych korektorów pod oczami bo uważam, że wygląda to sztucznie i nienaturalnie. Wybieram więc odcienie podobne do koloru mojego podkładu.
I tak do podkładu z Bell, który mam w kolorze 02 uważam, że korektor z Loreal we wspomnianym wcześniej odcieniu pasuje idealnie.
Przy tym jednak korektorze należy pamiętać aby nakładać jak najmniejszą jego ilość gdyż przez jego właściwości zastygające może podkreślać pierwsze zmarszczki.
Drugą propozycją jaką chciałam Wam przedstawić, jest moje odkrycie ostatnich tygodni, czyli korektor Zoeva Authentik Skin Concealer. O rany, jaki ten korektor jest dobry! Istne cudo!
Ten produkt również ma dośc mocne krycie ale wykończenie tak nawilżające i rozświetlające, że nie ma mowy o tym aby podkreślał jakiekolwiek zmarszczki czy wyglądał sucho w ciągu dnia. Do tego, tak samo jak w przypadku podkładu, korektor dostępny jest w naprawdę wielu odcieniach.
Combo podkładu i korektora Zoeva z serii Authentik Skin wygląda na skórze twarzy prze-genialnie! Testuję go jeszcze ale obiecuję, że w najbliższym czasie pojawi się jego pełna recenzja na blogu. Oczekujcie jej więc!
PUDER
Wiadomo, że aby makijaż utrzymał się dłużej wszystkie produkty mokre, czyli w tym przypadku podkład i korektor trzeba utrwalić pudrem. I to najlepiej pudrem sypkim.
W tej kategorii mam dwóch swoich ulubieńców. Jeden to mój ponadczasowy klasyk, drugi to stosunkowa nowość w mojej kosmetyczce.
Puder sypki Peach Perfect od Too Faced to kosmetyk zdecydowanie matujący. Utrwala mój makijaż na naprawdę długie godziny. Nie aplikuję go co prawda pod oczy (tutaj wolę puder dedykowany pod oczy lub rozświetlający) ale na reszcie mojej twarzy trzyma mat od rana do wieczora. I wcale nie wygląda przez to sucho. Wprost przeciwnie, w miarę upływu godzin jego matowe wykończenie zamienia się w połączeniu z sebum w wykończenie satynowe. Do tego bosko pachnie brzoskwiniami. To już moje kolejne opakowanie tego kosmetyku i wierzcie mi, na pewno nie ostatnie :)
Więcej o nim pisałam w oddzielnym artykule poświęconym serii Peach Perfect.
Drugim pudrem wartym uwagi jest nowość od Max Factor, puder Miracle Veil. To kosmetyk o rozświetlającym wykończeniu dzięki zawartym w pudrze mini drobinkom, których po aplikacji na twarzy nie widać. Kosmetyk bardzo dobrze nadaje się również do nałożenia pod oko, gdyż nie wygląda tam sucho i nie podkreśla zmarszczek.
Puder posiada delikatny, beżowy kolor ale nie zmienia on koloru podkładu. Jego jedynym minusem jest mniejsza trwałość niż w przypadku pudrów matujących. Przy użyciu tego produktu, po maksymalnie 5 godzinach, muszę ponownie przypudrować strefę T. Inaczej będę się bardzo mocno świecić pod koniec dnia.
OCZY
Makijaż oczu w kolorach nude wykonacie za pomocą całej masy dostępnych palet na rynku. Ja dziś chciałabym zwrócić waszą uwagę na jedną z nowości paletowych, która w ostatnim czasie skradła moje serce. O jakiej palecie mowa?
Oczywiście o The Natural Nudes od Too Faced!
Ta paleta pod względem kolorystycznym nie jest może jakimś wielkim odkryciem. Znajdziemy tu brązy i beże a także róże pozwalające na wykonanie wielu kombinacji makijażu oka w kolorach nude. Zachwyciły mnie w niej jednak nie tylko kolory (które oczywiście bardzo do mnie przemawiają) ale konsystencje i łatwość pracy z tymi cieniami.
Paleta podzielona jest na 6 cieni matowych (tych większych) oraz 6 cieni błyszczących (tych mniejszych). Ma to sens, gdyż w większości makijażu oka używamy cieni matowych a błysk jest tylko tzw. "kropką na i" w makijażu oka.
Każdy cień matowy jest mocno napigmentowany i nie ma problemu z jego dokładaniem. Bardzo ładnie się też ze sobą łączą. Błyski nawet nakładane na sucho pięknie się mienią a nakładane na mokro lub na bazę pod pigmenty to już naprawdę mocny błysk.
Cała paleta jest mocno użytkowa. Nie widzę tam ani jednego cienia, którego nie mogłabym wykorzystać tworząc makijaż nude na oku. Do tego bardzo duże lusterko i kartonowe opakowanie. Produkt stworzony do tego aby zabrać go w podróż.
Spójrzcie tylko na kolory, czyż wszystkie nie są przepiękne?
Każdy mat ma swój odpowiednik w cieniu błyszczącym. Za pomocą tylko dwóch cieni można więc stworzyć pięknego nudziaka na oku. A co dopiero gdy użyjemy większej ilości cieni?
Ja patrząc na tę paletę widzę co najmniej kilkanaście kombinacji jakie mogłabym wykorzystać w makijażu.
KONTUROWANIE
Czym byłby makijaż nude bez odpowiedniego konturowania twarzy? Według mnie jest to absolutny must have w makijażu. Inaczej efekt jest płaski i bez wyrazu. A gdzie znaleźć najlepszy bronzer, róż i rozświetlacz? Oczywiście w mojej ukochanej palecie od Smashbox - The Cali Contour :)
Pisałam już o wszystkich jej zaletach w oddzielnym poście na blogu, zajrzyjcie więc poniżej jeśli chcecie wiedzieć o niej więcej.
Ja powiem tylko, że naprawdę rzadko jakaś paleta do twarzy jest tak zużyta jak ta. Uwielbiam w niej wszystkie wkłady, choć muszę przyznać, że jasnego pudru używam najmniej. Każdy inny odcień jest przeze mnie bardzo często wykorzystywany. W niektórych widać już nawet denka :)
Ta paleta jest oczywiście moją propozycją do konturowania. Jeśli lubicie inne produkty do konturowania i rozświetlania makijażu, śmiało użyjcie ich do swojego makijażu nude.
USTA
Na koniec zostały Nam do pomalowania już tylko usta. Tu też mam dla Was dwie propozycje. Albo pomadki z mocniejszym kolorem albo... błyszczyki.
Ostatnio bardzo się z nimi polubiłam i choć nie są tak trwałe jak matowe pomadki to dają w makijażu sporą dozę świeżości.
Przygotowałam dla Was więc iście wiosenne, nudziakowe propozycje błyszczyków. Co ważne, cena każdego z nich nie przekracza 10 PLN. To dobra wiadomość prawda?
Dwa pierwsze błyszczyki, a tak właściwie pomadki, pochodzą z biedronkowej, walentynkowej kolekcji Bell. Mają w sobie sporo drobinek i lekką bazę koloru. Są bardzo komfortowe w noszeniu choć dość szybko się ścierają. Nie wiem czy jeszcze gdzieś są dostępne ale jeśli tak - polecam zaopatrzyć się w oba odcienie. Są naprawdę super na co dzień!
Dwa kolejne błyszczyki to kosmetyki powiększające usta od marki Essence. Bardzo komfortowe, nie powodujące wysuszenia produkty. Warto nałożyć je nawet na matową pomadkę aby uzyskać odrobinę blasku na ustach.
Jeśli jednak wolicie inne wykończenie ust, np. matowe, umalujcie je tak jak lubicie najbardziej. W końcu to ma być Wasza wersja makijażu nude. I macie czuć się w nim dobrze :)
Napiszcie w komentarzach, czy któreś z tych kosmetyków również wpadły Wam w oko i używacie ich tak chętnie jak ja w codziennych makijażach nude?
Napiszcie w komentarzach, czy któreś z tych kosmetyków również wpadły Wam w oko i używacie ich tak chętnie jak ja w codziennych makijażach nude?
Piękna jest ta paleta Too Faced. Uwielbiam makijaż w odcieniach nude. Najczęściej taki wybieram :)
OdpowiedzUsuńJa też :) Uważam, że ta paleta złożona jest z samych użytkowych kolorów.
UsuńPrześlij komentarz